czwartek, 5 stycznia 2017

Rozdział 3 Bianca


Jak się udały Święta? Co dostaliście? Jak Nowy Rok?
Zapraszam wszystkich do obejrzenia pewnego teledysku. Każde wyświetlenie to pieniądze dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy.

Zupełnie nie rozumiałam, co się stało. Wraz z bratem zaczynaliśmy lekcje na drugiej godzinie i po prostu przechadzaliśmy się na przerwie po korytarzu, gdy ten Grover Underwood, dziwny, chodzący o kulach, pryszczaty chłopak z klasy wyżej, zaczepił nas.
– Hej, możemy porozmawiać? – spytał.
– Jasne – rzekłam, spoglądając na Nica porozumiewawczo.
Wiele osób widziało, że na przerwach zawsze mnie obserwował i zapewne chciał mnie zaprosić na jutrzejszą imprezę. Nie miałam głowy do chłopaków, zamierzałam odmówić. Do najlepszych partii nie należał.
– Z tobą i Niciem – wyjaśnił.
Odetchnęłam z ulgą, nie chodziło więc o randkę.
Mój brat wzruszył ramionami i poszliśmy za Groverem do jednej z nieużywanych sal na piętrze. Drzwi okazały się otwarte, więc z wahaniem weszłam. Mój brat przepuścił kolegę i wkroczył jako ostatni.
– Słyszeliście kiedyś o mitologii greckiej? – spytał ósmoklasista.
Dziwne rozpoczęcie rozmowy z obcymi osobami.
– Grałam trochę z Nickiem w Magię i Mit. – Wskazałam na trzymane przez chłopca pudełko.
– A wierzysz w nie?
– Nie…? – Spojrzałam się na niego jak na kretyna.
– A gdyby okazały się prawdą?
– Idź się lecz, myślisz, że jak rok młodsza to od razu idiotka? – warknęłam, kierując się do wyjścia.
– Mam dowód! – krzyknął cicho.
Obróciłam się do niego, zerkając z ukosa na brata. Stał cicho i patrzył się na Grovera wielkimi oczami, ściskając pudełko z grą.
Usiadł na krzesełku i ściągnął buty, jednak zamiast normalnych stóp ukazały mi się koźle kopyta. Przetarłam oczy i zerknęłam na Nica. Wydawał się równie osłupiały, co ja. Chłopak zaczął zdejmować spodnie, pod którymi znajdowało się gęste futro. Dosłownie – brązowe, koźle futro.
– Jesteś satyrem! – wykrzyknął mój brat podekscytowany.
– Tak, a wy półbogami.
Zatkało mnie.
– Co…?
To wszystko nie mieściło się w mojej głowie. Stał przede mną satyr. Pół kozioł pół człowiek. Ja i Nico byliśmy półbogami. Jak to możliwe?! Przecież to tylko wymysł, który posłóżył Starożytnym Grekom do zrozumienia świata!
Nagle zrobiło mi się słabo. Usiadłam w jednej z ławek.
– Jak Herakles? I Tezeusz?! – dopytywał się
– Tak, dokładnie tak. I jutro przybędzie tu trójka herosów, która pomoże mi zabrać was do Obozu, gdzie nauczycie się panować nad specjalnymi umiejętnościami.
Nico aż podskoczył z podekscytowania.
– Naprawę? A gdzie to jest? – zapytał.
– Koło Nowego Jorku, na Long Island.
– I nikt nic nie widział? Nie zobaczył tego obozu? Przecież już od dawna turyści by to zobaczyli? Powinno to trafić do gazet! Dlaczego wcześniej o nim nie wiedzieliśmy? – Coś wydawało mi się w tym podejrzane.
– To działanie Mgły. To taka magiczna osłona, która nie pozwala śmiertelnikom zobaczyć świata bogów.
– A skąd dzieci bogów greckich w Amerce?
– Bogowie przemieszczają się wraz z zachodni cywilizacją. Najpierw z Grecji przenieśli się do Rzymu, nowego Imperium, teraz są w Ameryce – wyjaśnił.
Nagle otwarły się drzwi sali. Wszedł przez nie pan Cierniak, znienawidzony zastępca dyrektora. Spojrzał na nich pogardliwie.
– Kogo my tu mamy. Dwoje półbogów i satyr – rzekł wolno z uśmiechem.
Nagle zaczął się zmieniać. Upadł na kolana i urósł, zmienił się w lwa, po chwili wyrosły mu również nietoperze skrzydła i długi ogon pokryty licznymi, cienkimi kolcami.
Pisnęłam i uciekłam w róg sali, ciągną oniemiałego Nica. Grover z zadziwiającą prędkością, zapominając o kulach, podbiegł do nas i przysłonił swoim ciałem. Jego twarz wykrzywiał grymas strachu.
– Dołączcie do mnie i mojego pana, mali herosi. Zebrał on armię sług tak potężnych, że żadna istota się jej nie oprze. Nawet bogowie! – rzekła mantikora/chimera (zawsze jes myliłam, co Nico wyśmiewał).
– Za nic się do niego nie przyłączą! – krzyczał Grover.
– Zobaczymy, wpierw wgryzę się w koźlinę, potem zobaczymy czy zrobię deser z półboga. Sojuszników naturalnie nie tykam!
– Nigdy! – krzyknął Nico, zaciskając pięści.
– A ty, Bianco? – spytał potwór, obracając w moją stronę swój przerażający łeb.
– ZA NIC!!! – wrzasnęłam i wymacałam na półce za sobą model układu słonecznego, który pokazywano nam ostatnio na lekcji.
Był ciężki, ale udało mi się nim rzucić i trafić. Mantikora/chimera próbowała zrobić unik, ale jej ruchy nagle stały się bardzo wolne.
W ciele ogłuszonego potwora pojawiła się dziura, chwilę później przed nim zmaterializowała się dziewczyna ze sztyletem. Stwór powoli zamieniał się w czarny pył. Nagle dziewczyna krzyknęła coś niezrozumiałego i proces się przyśpieszył, jednak pan Cierniak podniósł jeszcze ogon i cisnął kolcem.
Heroska, trafiona cierniem w ramię, padła na kolana i zemdlała.
Podbiegłam do niej wraz z bratem i Groverem. Zaczęłam panicznie wachlować się ręką i piszczeć na satyra, aby coś zrobił. Nico, jako jedyny zachowując zimną krew, sprawdził tętno i oddech naszej bohaterki.
– Żyje – oświadczył.
Satyr otrząsnął się chwilę później. Podbiegł do ciała i zaczął grzebać w torebce dziewczyny.
– Nektar, nektar, musi tu być… – mamrotał.
W końcu wyjął butelkę ze złotym płynem. Podszedł do heroski i delikatnie wyciągnął kolec z ręki, a ranę polał nektarem.
Jak jakiś soczek miał pomóc?!
Okazało się jednak, że działał. Na moich oczach przerwana skóra zaczęła się zrastać, a czerwony ślad zanikać. Grover wlał jeszcze dziewczynie trochę do buzi i dokładnie zakręcił butelkę.
Przez okropnie długa chwilę nic się nie działo, a potem heroska odkaszlnęła i spróbowała usiąść, opierając się o jedną z ławek. Udało jej się, choć nie bez wysiłku.
– Ambrozja – wyszeptała, a satyr posłusznie wyszukał w jej bagażu batonik o takiej nazwie.
Odpakował go i, odrzucając złoty papierek, urwał kawałek białej czekolady, wkładając go do ust dziewczyny. Chwilę przeżuwała, a my przyglądaliśmy się temu w milczeniu, aż w końcu zobaczyłam, że na bladej twarzy powstał delikatny rumieniec. Powoli wstała i otrzepała się, rozglądając po pomieszczeniu. Podeszła do nauczycielskiego biurka, pod którym leżało kilka kolców, podobnych do tego z jej ręki. Wzięła je i wrzuciła luzem do torebki. Mogła się przecież zranić, szukając czegoś potrzebnego.
– Jestem Georgia – przedstawiła się, wyciągając kolejno rękę do mnie, mojego brata i półkozła.
– A ja Bianca, to mój brat Nico i satyr Grover.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Półbogowie. Tylko nie mówcie, że z tego „cudownego” Obozu Herosów – mruknęła.
– Jutro mają nas tam zabrać! – Nico chyba nie załapał sarkazmu w jej głosie.
– A co z nim nie tak? – zapytałam podejrzliwie.
Spojrzała na mnie, marszcząc duże czoło.
– Wszystko – syknęła, pocierając rękę. – To banda samolubnych ludzi, którzy wykorzystują duchy natury i okradają biedne dziewczynki – odparła, patrząc współczująco na Gorvera.
Twarz satyra poczerwieniała.
– Wcale nas nie wykorzystują! My jesteśmy chętni do pracy – oburzył się.
– Może jesteś wyjątkiem – rzuciła. – Nie wszyscy niewolnicy pragną ucieczki.
– Niewolnicy? – spytałam.
– Pracujemy z chęci! – zabeczał Grover.
– Z chęci poświęcacie życie, aby odnaleźć Pana. A pracujecie, aby zdobyć licencję. Tylko po co wam ona? Możecie zbuntować się przeciwko tym dziwnym obyczajom i szukać go na własną rękę – argumentowała szybko Georgia.
Satyr widać nie wiedział, co odpowiedzieć, ale jego twarz z barwy pomidora zmieniła się na kolor dojrzałego buraka.
– Skoro nie jesteś z Obozu Herosów, to skąd? – spytałam, zmieniając temat.
– Z San Francisco. Uciekłam z domu, aby zdobywać skarby i zabijać potwory. Właśnie po to tu jestem.
– To gdzie mieszkasz? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.
Nigdy nie myślałam, że ktoś może być szczęśliwy jako bezdomny, ale Georgia bez wątpienia kochała takie życie.
– W hotelach, ewentualnie niewielkich kryjówkach w lasach.
Nico spojrzał na nią oczami wielkimi jak spodki.
– Dobra, muszę się zbierać. Mam tu jeszcze do załatwienia kilka spraw.
Poprawiła torbę i ruszyła w stronę drzwi.
– Czekaj! – krzyknął Nico.
Obróciła się, marszcząc czoło.
– Co? – spytała.
– Możemy iść z tobą? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Nadzieja w jego głosie była tak wielka, że obawiałam się, że dziewczyna się zgodzi.
– Nico, ty jej nawet nie znasz! – syknęłam. – I skąd liczba mnoga?
– Ale wy macie iść do Obozu Herosów! – protestował Grover, o którego obecności na chwilę zapomniałam. – Już nawet poprosiłem o eskortę!
– Ale my się nie zgodziliśmy! – rzekłam oburzona.
– Możemy? – błagał Nico Georgię.
– Tylko w Obozie Herosów macie szansę przeżyć!
– Ona sobie jakoś radzi!
Na chwilę zapanował chaos. Grover i ja tak się kłóciliśmy, że nie zauważyliśmy jak Georgia wyszeptała kilka słów i zmieniła swoje wytarte dżinsy i bluzę w mundurek szkolny i w końcu zapytała Nica:
– Wiesz, gdzie znajdował się gabinet tej mantikory?
Chłopak chwilę się na nią gapił, ale w końcu rzekł:
– Oczywiście, zaprowadzić cię?
– Chętnie – odparła i ruszyła w stronę drzwi.
Dopiero Nico odwrócił moją uwagę od satyra.
– Idziesz?
– Jasne – odparłam, patrząc wilkiem na Grovera.
– A-ale… Czekajcie! – beczał.
Wybiegłam z pokoju. Satyr niestety zrobił to samo.
– Spadaj! – krzyknęłam.
Ten facet irytował mnie bardziej niż ktokolwiek inny na świecie.
– Nie!
Mój gniew eksplodował. Przez chwilę zamroczyło mnie. Upadłam na kolana, uderzając o twardą posadzkę.
Słyszałam przeszywający krzyk kobiety. Widziałam jak pada, a z jej pleców dymi. Z dziury w dachu pomieszczenia sypał się gruz. Po chwili usłyszałam rozpaczliwe łkanie, a potem poczułam przeszywający ból w czaszce.
Chwilę podtrzymywałam się dłońmi, jednak chwilę później całkiem zemdlałam.


Obudziłam się w spowrotem w sali. Rozejrzałam się niepewnie po pomieszczeniu. Przy mnie klęczała Georgia. Jej ścięte na skos włosy opadały w moim kierunku, gdy mamrotała coś pod nosem. Nico natomiast krążył w tę i z powrotem, wpatrując się we mnie z zaczerwienioną twarzą.
– C-co się stało? – spytałam niepewnie.
Mój brat szybko podbiegł i uklęknął na podłodze, a Georgia zaprzestała mamrotania. Spojrzała się na mnie, mrużąc oczy i marszcząc czoło.
– Sama chciałabym wiedzieć – odparła. – Nagle zemdlałaś, a satyr spojrzał się na nas i poszedł, twierdząc, że zaczęły się lekcje, jakby nie zapomniał, że miał nas zatrzymać.
Czyli ona nie słyszała tego krzyku?
– Dziwne, co nie? – spytał Nico. – Jak się czujesz?
Nigdy wcześniej nie słyszałam go tak zaniepokojonego. Chyba tylko, gdy…
Poczułam ostre pieczenie w czaszce. Złapałam się za głowę. Chyba tylko, gdy… Nie mogłam sobie przypomnieć. Analizowałam myśli, a ból stawał się coraz silniejszy.
Ktoś wkłożył mi kawałek batona do ust. Nie protestowałam, choć niczego nie rozumiałam. Czekolada wcale nie smakowała, jak czekolada. Był to pyszny lukier, który smakował dokładnie jak ten w hotelu Lotos, gdzie spędziłam z Niciem ponad miesiąc.
Aromat mięty nie był ani zbyt mocna, ani za delikatny. Pod spodem znajdował się waniliowy krem z kawałkami mlecznej czekolady. Skąd Georgia wzięła tak niebiański batonik?
– Jak się czujesz? – spytała dziewczyna autentycznie zmartwiona.
– Głowa mnie boli, ale poza tym dobrze.
Spróbowałam wstać. Po zjedzeniu ambrozji czułam się znacznie lepiej. Wróciła mi część sił, a pieczenie z sekundy na sekundę stawało się coraz mniej uciążliwe. Zawsze uważałam, że w słodyczach kryła się wielka moc.
Usiadłam i chwiejnie podniosłam na nogi. Oparłam się o ławkę.
– Która godzina? – zapytałam.
– Trzynasta, przespałaś większość lekcji – odparł Nico.
Spojrzałam z niedowierzaniem na Georgię, która skinęła głową i zaczęła grzebać w torbie. Wyjęła ładny, metalowy zegarek z czystą szybką i złotymi wskazówkami i pokazała mi. Faktycznie pokazywał trzynastą.
– Dlaczego nie wzięliście mnie do pokoju?
– Bo nie mamy klucza, a nie chciałam ci grzebać po kieszeniach. U Nica natomiast jest wagarowicz. Rzuciłam jedynie zaklęcie rozpraszające.
– Jesteś czarodziejką? – spytałam głupio.
– Tak, mniej-więcej – odparła po chwili. – Zaprowadzicie mnie do gabinetu tej mantikory?
– Jasne… Ona naprawdę cały czas udawała nauczyciela?
Czoło Georgii zmarszczyło się.
– Nie jestem pewna. Czasami potwór może się pojawić nagle, a wszystkim wydawać się, że był tu od zawsze. Otacza je bardzo silna Mgła, tylko podziękować mojej mamusi. – Jej niezbyt szeroki uśmiech zrzedł nieco.
– Mgły? Kto jest bogiem mgły? – zapytał Nico, niemogący przypomnieć sobie takiej postaci w Magii i Micie.
Co do mgły jako zjawiska naturalnego to zupełnie nie wiem, natomiast boginią Mgły pisanej wielką literą, czyli magicznej osłony, która nie pozwala śmiertelnikom widzieć świata bogów, jest tytanida magii i rozdroży, czyli Hekate. Moja kochana mamusia.
Chyba nawet Nico zauważył sarkazm w jej głosie.
– No, ale chodźmy. Muszę potem rozprawić się jeszcze z pewną Astrid.
– Astrid McMillan?
Potwierdziła skinieniem głowy.
– Byłam z nią kiedyś w pokoju. Zabrała mi bransoletkę z rzemyków, którą uplotłam pierwszego dnia szkoły.

– Cudownie się składa, miała dzisiaj taką na sobie. Biało-niebiesko-czerwoną? 

2 komentarze:

  1. Jestem, w końcu <3 Wybacz, że tak długo, mam w cholerę nauki, zadań, zajęć dodatkowych, i zero chęci...

    "Idź się lecz, myślisz, że jak rok młodsza to od razu idiotka?" - ostro, siostro!

    "Chłopak zaczął zdejmować spodnie" - o kuźwa xd (sory, dzisiaj cały dzień mam dziwne skojarzenia, wiem że to satyr a więc mógł sobie je zdjąć i wszystko było okej)

    Kiedy piszesz dialogii, w których wypowiada się kilka osób, pisz, proszę co kto powiedział, do wszystkiego, bo ciężko się połapać czasem :)

    No proszę, Astrid wszędzie już znana jako złodziejka :D

    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry wieczór.
    Jeśli to nadal aktualne, możesz jak najbardziej zgłosić się do mnie po ocenę. Ff Percy'ego Jacksona... ocenianie sprawi mi frajdę, bo kocham tę serię.
    Spokojnego wieczoru,
    Fenoloftaleina

    OdpowiedzUsuń